piątek, 7 listopada 2014

1. "Jakże ty we mnie zamierasz(...)"

„Myślisz, że wszyscy prą do przodu, odważni i mądrzy jak ty - może nie jestem taka, jak byś sobie życzył, ale jestem przy tobie i mam w sobie ciepło, i jestem dobra, i cię kocham. Dam Ci tyle szczęścia, ile tylko będę mogła. Nie patrz na mnie. Nie patrz. Pozwól mi żyć.” – A. Munro 



Zanim zastukała w mahoniowe drzwi, poprawiła kamizelkę, wyjmując spod niej swoje włosy. Jej dłoń lekko zadrżała, ale zmusiła się by z całej siły przekręcić klamkę i wejść. Poraziła ją jasność i przyciszone głosy, które umilkły gdy weszła. Ostrożnie rozejrzała się po gabinecie i z przerażeniem stwierdziła, że jest na zebraniu. Odkąd zapanował pokój między wioskami stworzono coś na wzór rady, która zbierała się raz na jakiś czas, debatując na temat działań, które należy podjąć lub też nie. Padały przeróżne pomysły nie do zrealizowania, ale także i te które trzeba było wcielić w życie. Od tego należała reszta, tak zwany skład C – jego nazwa była zupełnie przypadkowa jak i przypadkowi byli jej pracownicy. Zmusiła się do półuśmiechu w stronę swojego dawnego nauczyciela, a teraz głowy jej domu. Szybko zajęła miejsce oddalone od starszej części społeczeństwa, uciekając w stronę siedzenia przy oknie. 

Natrafiając na biurko i fotel, które tak boleśnie przypomniały jej o mentorce poczuła chęć ucieczki. Zamknięcia się w czterech ścianach i izolacji od otaczającego nią świata. Świata, którego miała dość i którego nie potrafiła w najmniejszym stopniu udźwignąć. 

- Sakura – drgnęła, odwracając się w stronę znajomego głosu. Skrzywiła się. Wojna zmieniła nie tylko jego niedojrzałość, ale także i jego świetlistość w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa. Stał przed nią, niby taki sam, a jednak obcy i chłodny, dorosły – a ona chciała znów poczuć się dzieckiem, zrzucić ten bagaż doświadczeń. – Dość późną porę wybrali jak na zwyczajne posiedzenie, nie uważasz? 

Przytaknęła, obserwując krótkość jego blond włosów i ostrość jego twarzy. Może to ona wcale się nie zmieniła? Może ona stoi w miejscu kiedy wszyscy wydają się nieznajomi? 

- Nie rozumiem – wykrztusiła, zapraszając go aby usiadł obok gestem ręki. – Słyszałeś coś? 

- To co zwykle, drobni bandyci kradnący zwoje – oparł się łokciami o stół, mrużąc oczy. – Nie musisz się martwić. – dodał pokrzepiająco. W rogu pojawił się Sai, jego ciemne włosy zasłoniły całkiem połowę jego twarzy, ukłonił się i w milczeniu zajął miejsce po jej lewej stronie. Niezauważalnie ścisnął jej palce swoimi, zwracając jej uwagę. Z przerażeniem odkryła, że on również wydoroślał. Obok niej siedział mężczyzna, patrzący na nią w skupieniu, a nie blady artysta sprzed trzech lat. 

- Musimy porozmawiać – jego głos miał aksamitny ton, a gdy mówił cicho drgał na końcu słów, przyprawiając ją o gęsią skórkę. 

- O co chodzi? – rozglądnęła się i w zdziwieniu odkryła, iż połowa z ich grupy pojawiła się tak niepostrzeżenie jak on. – O czym chcesz rozmawiać? – ponagliła, prostując się na krześle.

- Nie teraz, potem. 

Przewróciła oczami i westchnęła, obwiniając w duchu jego upartość, która czasami bywała nie do zniesienia. 

- Dzisiejsze zebranie jest nieprzypadkowe, ta sytuacja tego wymagała – Kakashi brzmiał poważnie, więc ukradkiem wymieniła spojrzenia z Naruto i słuchała dalej – Na wschodzie zaginęły cztery zwoje Ame, a w pobliskiej wiosce doszło do wyrżnięcia całej ludności. Bez ocalałych. – Zagryzła wargi, ściskając kolano o kolano. – Podejrzani to grupa nieznanych, jeden z nich może posiadać kekkei genkai.

- To nie on. – szept Naruto ledwie słyszalny sprawił, że ponownie mogła oddychać. Jej serce zaczęło żałośnie miotać się w jej klatce piersiowej, sprawiając jej przy tym ogromny ból. Nieprawidłowe zasklepienie żylne, zator. Wada serca. Wszystko dla człowieka, który miał tu być, przy niej, przy nich. Miał być tu, w tym miejscu, gdzie należy – tu gdzie jest jego dom, o który walczyła. Nie miała sił, aby dalej łudzić się o jego powrocie, tym na stałe. Oczywiście bywał w Konoha wielokrotnie, przemierzając ciemne ulice jak cień. Nocował w odnowionym dystrykcie, który na swoich drzwiach dźwigał emblemat jego klanu. Jej wargi zadrżały, wspominając jak ciężko pracowała nad planem ukojenia dawnych duchów przeszłości, dla niego. Zawiesiła wzrok na pustym miejscu przed nią, bawiąc się nerwowo rękami. - Spóźnia się. - odwróciła się w stronę przyjaciela z nieukrywanym zaskoczeniem. 

- Co masz na myśli? - gdyby nie siedział tak blisko z pewnością by jej nie usłyszał, ale determinacja, która odbijała się w lazurowych tęczówkach mimowolnie ją uspokoiła. Otwierała usta, chcąc ponowić swoje pytanie, kiedy drzwi uderzyły o ścianę z głośnym hukiem a każda z rozmów została przerwana. Nie mogła się ruszyć - jej oczy koncentrowały się tylko na jego osobie, a w myślach wyobrażała sobie, co by się stało - tu i teraz - gdyby lata temu nie poddała się desperacji. Kurczowo trzymała się obrazu tej perfekcyjnej formy, być może zbyt wyidealizowanej. Kawałek materiału, którym był okryty ześlizgnął się, ukazując jej nieudane dzieło. Gorzkość w ustach powróciła ze zdwojoną siłą, przez chwilę miała wrażenie, że nie wytrzyma i wybiegnie jak tchórz. Gabinet zdawał się być mniejszy. Jej raptowne bicie serca powodowało dyskomfort - ból wyrywał jej kolejną dziurę w piersi. Niełaska własnej głupoty biła w jej podświadomości brawa, szydząc z niej. Kalkulowała, powolnie liczyła szanse na chwilową utratę świadomości. Dźwięk posuwanego krzesła machinalnie skupił jej uwagę. Miała wrażenie, że tonie w ciemności i tej finezyjnej głębokości jego oczu - pragnęła wedrzeć się tam, do środka, rozpaczliwie zadrżała. 

Patrzył na nią choć nie wiedziała dlaczego. Jaki cel był w tej czynności? Mrugnęła kilkukrotnie, czując wzbierające się łzy w kącikach oczu. 

- Wszystko w porządku? - przytaknęła szybko, odganiając tym zatroskany głos Sai'a. 

- Grupa medyczna ma na celu zlikwidowanie bakterii, która prawdopodobnie jest odpowiedzialna za zatrucie i zabicie cywilów - drgnęła, zapominając o obecności czarnowłosego. - Musicie wyruszyć jak najszybciej. Sakura, tobie powierzam dowództwo. - kartki książek lekarskich przylgnęły do jej umysłu - Jest jakiś problem? 

Czuła się osaczona, wszyscy na nią patrzyli, a ona nie potrafiła wykrztusić z siebie jednego, tego adekwatnego słowa. Cholera.

- Sprzeciw! To niekompetentna osoba, nie ma pełnej zdolności shinobi - warkot starszyzny przyprawił ją o zawrót głowy. Naruto krzyknął i wtedy w pokoju zapanował chaos. Wymiany poglądów i ich zderzenia wydawały się z każdym razem coraz bardziej bolesne. 

Porażka, kolejna porażka. 

- Ja - wymamrotała, skupiając na sobie całą uwagę. - Rezygnuję - szepnęła, boleśnie wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Zapanowała cisza, która cuciła jej obolały umysł. Ręka któregoś z mężczyzn siedzących obok zacisnęła się na jej kolanie. Wykrzywiła usta w półuśmiechu, oddychając powolnie. 

- Proponuję zdjąć Haruno z pozycji dyrektora szpitala. 

Jej serce pękło. Czuła jak każdy z kawałków wbija się w nią i rozszerza się w tysiące innych kształtów. Nie miała czym oddychać, płuca skurczyły się nie dając możliwości swobodnej cyrkulacji. Odbierali jej wszystko co jej zostało. Samotny, zdesperowany krzyk wił się w czeluściach jej gardła. Wstała, chwiejąc się bezradnie i z całą swoją gracją i godnością, ukłoniła się, przyjmując decyzje. Czas zatrzymał się dla niej w miejscu, nie miała pojęcia dlaczego wciąż stoi ze spuszczoną głową, drżąc na całym ciele. Czuła się jakby nagle została ogłuszona, a jedynym dźwiękiem były roztrzaskujące się o drewniany stół łzy. Brązowe oczy Tsunade wdarły się w jej wspomnienia, powodując żałosny szloch. Odwróciła się napięcie, wybiegając z gabinetu i upadając zaraz za jego progiem. Złapała skrawek dywanu, ściskając go w jej bladej dłoni. Zapowietrzyła się, pragnąc najszybciej odciąć się od rzeczywistości. 

- Wstawaj. 

Spojrzała przez ramię, ściągając brwi w zdziwieniu i zażenowaniu. Patrzył na nią z góry z zaciśniętymi ustami i z porcelanową maską idealności na jego twarzy. Usiadła na przeciw niego w swojej nieporadności, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jego ton głosu wibrował w jej podświadomości. Ile miesięcy minęło odkąd go słyszała? 

- Sasuke - leniwie sięgnął po jej ramię, stawiając ją z powrotem na nogi. Reszta jego lewej ręki okryta bandażami trwała ciągle w tym jednym miejscu przy jego boku. Poczuła frustrację. Chciała oddać mu to co bezpowrotnie i lekkomyślnie zabrała. - Sasuke. - Nie miała pojęcia dlaczego jego imię wciąż wypadało z jej ust, ale gdzieś w środku doskonale wiedziała, że to dziwne uczucie w jej sercu to dawne, wciąż żyjące w niej uczucia. 

- Chodź. 

Gdy jego plecy były jedynym, co widziała pobiegła za nim, zostawiając za sobą resztki obezwładniającego ją smutku. 

                                                       -*-

Stała przed nim z opuchniętymi, czerwonymi oczami, które mimo łez wciąż były tak zielone jak niegdyś. Zacisnął pięść pod swoim płaszczem, czując nienawiść wzbierającą się falami w jego piersi. Brak drugiej ręki był dla niego upokorzeniem. Ostatni z klanu Uchiha, weteran wojny. Wiatr poruszał jej przydługie włosy, które w świetle księżyca wydawały się zbyt jasne niż powinny być. Przymknął powieki, czując tępy ból w skroniach. 

- Czego chcesz? - jej cichy głos dotarł do jego świadomości z trudem obijając się o tysiące myśli tłoczących się w jego głowie. - Straciłam dziś wszystko, czego chcesz?- syknęła z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. 

- Ja też straciłem wiele. - Nie miał siły walczyć z jej upartością, ale nie pozwoli jej traktować siebie samej jako największej ofiary. - Dzięki tobie. - dodał z ukrytą satysfakcją. 

- Wiem. - Dumnie wypięła pierś, podchodząc bliżej. - Doskonale o tym wiem, oboje odebraliśmy sobie za dużo, żeby teraz urządzać sobie pogaduszki - warknęła, a on musiał zerknąć w dół, gdyż różnica wzrostu nie pozwalała mu na swobodne patrzenie na jej osobę. - Nie wiem co ty robisz, naprawdę nie wiem jaki sens jest w ciągłym wracaniu i uciekaniu. 

- Nie uciekam. 

Prychnęła, zakładając ręce na piersi. Materiał jej bluzki powędrował w prawo, ukazując bladą bliznę, która zniknęła zanim zdążył dokładnie na nią spojrzeć. Widząc jej dyskomfort jego osobą chciał przejść do sedna. 

- Zabieram cię z wioski. 

- Co? - zawahała się i cofnęła się parę kroków w tył. Zdziwienie, przerażenie, desperacja i nagle spokój. Uważnie obserwował jej reakcję, oczekując wybuchu jej emocji. 

- Naruto i Kakashi uważają, że nie jesteś tu bezpieczna - przerwał, rozglądając się wkoło. - Idziesz ze mną. - Miał dość przebywania w tym miejscu, tym bardziej wysłuchiwania jej irytującego melodramatu. 

Kiwnęła głową, co nieświadomie skupiło jego uwagę. Pogodziła się z tym bez walki? Jej spuszczona głowa sugerowała jedno. Chciał na nią krzyknąć, wstrząsnąć nią i zostawić. Nie miał ochoty być w jej towarzystwie. To bolało bardziej niż powinno. Chłód nocy wdarł się pod jego okrycie, powodując lekką gęsią skórkę. Zadrżała i zaczęła się śmiać, cicho i niewyraźnie. Był zaskoczony jej sposobem odbierania informacji, choć na zewnątrz wciąż utrzymywał maskę niewzruszenia. Śmiech przerodził się w coś podobnego do łkania, żałosnego i tkliwego zawodzenia. 

- Prowadź. 

Jedno słowo zawisło pomiędzy nimi, utwierdzając go w przekonaniu, że to będzie jego najgorsze utrapienie. Ta cała sytuacja. I ona. 

                                                            -*-

Jego dom był zaskakująco piękny. Rozglądała się w zachwycie, podziwiając porządek i minimalizm wnętrza. Byli w jakieś małej, przydrożnej wiosce oddalonej o dwa dni podróży od Konohy. Była zmęczona, każdy mięsień w jej ciele cicho protestował, gdy ponowiła wędrówkę w głąb pokoi. Wszystko wydawało się nie na miejscu. Cisza i ilość spokoju. Zapach lasu i niego odebrał jej mowę, kiedy w amoku zatrzymała się przed jedynymi zamkniętymi drzwiami. Była jak intruz, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Jej serce pękało z każdym jego uderzeniem, ale wciąż tliła się w nim chęć życia. Ciemność, która ją ogarniała w jakiś sposób łagodziła jej wyostrzone zmysły. Oparła czoło o chłodną ścianę, drżąc. Była w pułapce uczuć. Kiedyś na samą myśl o mieszkaniu z nim dostałaby wypieków, a teraz w rzeczywistości czuła... pustkę. Sprawy pomiędzy nimi zaszły za daleko, by móc uratować to co zostało z dawnych lat. Dwa razy. Dwa razy ona i on przekroczyli granice zdrowego rozsądku i próbując odebrać sobie wzajemnie życie, kreślili przyszłość we wszystkich możliwych kształtach. Żałośnie pomyślała, że mimo to wciąż go kochała. Nie potrafiła darzyć go innym uczuciem, tak jakby każda komórka jej ciała doskonale wiedziała kto sprawia, że jej tętno przyspiesza. Trwała w tej pozycji przez dłuższą chwilę, wdychając świeżość wokół niej. Nie potrafiła chłodno wykalkulować co z nimi będzie przez ten czas. Prychnęła, nie wiedziała ile będą dzielić razem to miejsce. Toczyła bitwę z samą sobą, wiedząc, że tak czy inaczej przegra. Pragnęła otworzyć oczy i znaleźć się w przeszłości, w tych czasach, które nie były oznaczone cierpieniem i ciągłą walką. 

- Powiesz mi, gdzie mogę się położyć? - spytała, wyczuwając jego obecność gdzieś z boku. 

- Chodź. - Od zawsze wiedziała, że jest mężczyzną paru słów, ale nie zdawała sobie sprawy, że nawet te parę liter może wzbudzić w niej taką ilość uczuć. W zwykłych, luźnych spodniach i koszulce z emblematem wyglądał jak dziecko. Szła za nim, wspominając gorzko ile razy musiała oglądać jego plecy w ten sam sposób. Zatrzymał się, wskazując gestem dłoni pokój, który musiał być jej tymczasową sypialnią. Stanęła w progu, obserwując jego profil z przyspieszającym sercem. - Łazienka jest na końcu korytarza. 

- Dziękuję - miała ochotę wyciągnąć ku niemu dłoń, ale w myślach uderzyła samą siebie za tak nie odpowiednią sugestię. Jego czarne oczy zatrzymały się na jej osobie przez parę sekund po czym zaczął odchodzić, znikając pomału z zasięgu jej wzroku. Spanikowała. Jedno zdanie ciążyło na jej barkach odkąd go zobaczyła, chciała mu to powiedzieć, ukoić go w jakiś sposób. - Sasuke, ja... przepraszam. - ogień w jej krtani kompletnie się wyciszył, a cisza w jej uszach była bardziej słyszalna niż jej własne urywane oddechy. Wydawało się jej, że widziała jak spowalnia. Wydawało się jej, że widziała jak potakuje. Wydawało się jej, że słyszała ciche "Aa". Ale kiedy wpatrzyła się w ciemność nie widziała żadnej namiastki jego osoby. Zamykając drzwi, pozwoliła swoim łzom płynąc w zastraszającym tempie. 

Głupia, głupia, głupia. 

Słaba, słaba, słaba. 

Samotna, samotna, samotna. 

Nie miała prawa sobie wybaczyć.